wtorek, 16 września 2008

13 września – Budapeszt i setki kilometrów drogi do domu

13 września to prawdziwy rekord świata jeżeli chodzi o liczbę pokonanych przez nas kilometrów. Tuż po zakończeniu zwiedzania Ljubljany zamiast poszukać jakiegoś noclegu zdecydowaliśmy się na dalsza jazdę w kierunku Budapesztu. W planach było znalezienie parkingu, kilka kilometrów za Ljubljaną, na którym moglibyśmy zaparkować naszego kredensa, który całkiem nieźle sprawdzał się w roli samochodu kampingowego.

Jazda była na tyle przyjemna, że po kilku godzinach zamiast na parking pod Ljubljaną trafiliśmy na podobny pod … Budapesztem. W sumie przejechaliśmy ok. 400 km więcej niż planowaliśmy. Po 8 godzinach snu pojechaliśmy do Budapesztu, który przywitał nas niespodzianką, czyli darmowym parkingiem.

Potem było 6 godzin zwiedzania.

Załoga zdobywa działo przy cytadeli na Górze Gelerta.

W tle wzgórze zamkowe z budowlą pamiętającą czasy Habsburgów

Pomnik wolności na Górze Gelerta kiedyś trzymał czerwoną gwiazdę, dziś jest liść palmowy. Swoisty znak przemian i zdolności dostosowania się do nowych warunków.

Parlament to oni mają piękny nasz Sejm się chowa

Załodze najbardziej podobała się wizyta w restauracji, gdzie Filip zamówił jagnięcinę z kapustą w ostrym sosie z Marcin i Adrian tradycyjny węgierski gulasz. Ciekawa była również wizyta w budapeszteńskim metrze, które jest najstarsze w kontynentalnej Europie. Samo metro przypomina raczej miniaturkę innych tego typu konstrukcji spotykanych w pozostałych stolicach starego kontynentu. Stacje są małe i urokliwe, a wagoniki przypominają raczej podziemne tramwaje niż pociągi. Charakterystyczny jest też wszechobecny zapach smaru, który spotkać można np. w starych parowozowniach.

Chłopaki w stacji metra

W czasie spacerów odkryliśmy na ulicy mimochodem kilka skarbów:

Star Łada

Terenowa Łada

BMW

Odnowiony Wartburg pod hotelem Hilton

Stary ale jary Land Rover Defender

Ok. 20.30 opuściliśmy stolicę Węgier. Przed nami 800 km do domu, z wyjącą pompą, która ma już olbrzymie luzy. Plan jest taki by pokonać kolejne 400 km i tylko dotrzeć do Polski. Tam w razie awarii jakoś sobie poradzimy.

Brak komentarzy: