wtorek, 16 września 2008

12 września zwiedzanie Wenecji i Ljubljany

12 września ruszyliśmy na zwiedzanie Wenecji. Zjechaliśmy ze stałego lądu by po kilkukilometrowym moście Ponte Delle Liberta dostać się na jedną z wysepek laguny, na której stworzono te specyficzne miasto.

Od strony kontynentu do Wenecji dochodzą tory kolejowe oraz droga, którą dostaliśmy się do dzielnicy portowej. Tuż obok wielkich promów i statków wycieczkowych zbudowano kilka nowoczesnych piętrowych parkingów. Koszt parkowania wynosi ok. 24 euro za dobę. Co daje ok. 1 euro za godzinę. Choć cena wydaje się niska to jednak diabeł tkwi w szczegółach. Opłatę w wysokości 24 euro trzeba uiścić niezależnie od ilości godzin jaką samochód przebywał na parkingu.

Kredens na weneckim piętrowym parkingu. Z tyłu w panorama miasta na wodzie.

Jednak nie ma co narzekać. 8 euro na osobę to bardzo niski koszt jak za zwiedzanie Wenecji, tym bardziej że parking znajduje się tuż u bram/brzegów miasta.

Po wyjściu z parkingu zaczyna się prawdziwa Wenecja. Miasto na wodzie. Zamiast ulic kanały, zamiast samochodów łodzie. Filip i Marcin byli zachwyceni. Marcin ilością mostów, Filip łodziami policyjnymi, barkami transportowymi, a nawet śmieciarkami, które, jak to w Wenecji, zamiast sunąć na asfalcie pływają po wodzie. Adrian wziął na siebie rolę przewodnika. Prowadzona przez niego Załoga zmierzała szybko w stronę mostu Rialto, który spina 2 brzegi Canal Grande i położony jest w okolicy pierwszego na świecie getta żydowskiego. To właśnie w Wenecji w 1516 roku powstała pierwsza na świecie wyodrębniona przepisami prawa dzielnica żydowska. Jej nazwa wzięła się od pobliskiej huty, którą w dialekcie weneckim nazywano geto.

Oczywiście Marcin na tle mostu Rialto
Bracia Łaźniewscy na tle placu św. Marka

Po przekroczeniu mostu udaliśmy się na plac świętego Marka, który o tej porze roku jest wyjątkowo suchy i jak zawsze pełen gołębi. Kilkudziesięciominutowy spacer po placu oraz ogromne kolejki do pałacu Dożów oraz katedry św. Marka skutecznie zachęciły nas do powrotu do kredensa. Po zapłaceniu opłaty parkingowej mogliśmy ruszyć w 240 kilometrową trasę do Ljubljany na Słowenii.

Lublana, choć urokliwa, nie zrobiła na Załodze większego wrażenia. Główne zabytki miasta choć zadbane to jednak nie oszałamiają. A całe miasto jest niesłychanie małe, co szokuje zwłaszcza gdy idąc ok. 10 minut przechodzi się w szerz całą starówkę. Tromostovje i kościół Franciszkanów nie wywierają wielkiego wrażenia. Podobnie zamek oraz smoczy most, który rozmiarami przypomina most przez Zgłowiączkę, choć w jego forma jest na pewno ciekawsza.

Kościół Franciszkanów i Tromostovje (Trójmost) czyli główne symbole Ljubljany.

Marcin na tle smoczego mostu


Brak komentarzy: